Witam kolegów wędkarzy. Do napisania tego postu skłoniła mnie wczorajsza scysja z żoną i myśl "Czy wszystkie żony wędkarzy są takie wredne".
Wędkuje od prawie 30-tu lat, a żonaty jestem od dwudziestu kilku. Wędkarstwo to moja ogromna pasja i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Większą część czasu wolnego od pracy spędzam nad wodą. Gdy tylko zbliża się weekend mówię do żony: "skarbie jutro jadę na ryby". No i zaczyna się. "Co,znowu?"; "a po co i tak nic nie złowisz"; "posiedź lepiej w domu"; "trzeba było ożenić się z ryba a nie ze mną. Lepiej poleż sobie a nie będziesz się męczył na lodzie"itd. itp. Od lat próbuję znaleźć sposób jak ja przekonać do mojego hobby. Próby "podejścia" romantyczna kolacją, szczere rozmowy, przymilanie się po powrocie z wędkowania, namawianie żony do łowienia razem ze mną i nic. Nic to nie daje. Przed każda wyprawą to samo.
Wiem, że nie jest to tylko mój problem. Nie raz namawiając znajomych na wspólne wędkowanie lub wyprawę na kuter słyszałem "bardzo bym chciał ale nie mogę bo żona się wścieknie".
Macie może jakieś wypróbowane sposoby na "odczulenie" zony na wędkarstwo? Jeżeli możecie to je zdradźcie. Na pewno pomożecie nam- żonatym wędkarzom.
Wędkuję od kilku lat - razem z żoną. Niestety, co zrobić, by żona chciała wędkować, tego nie wiem. Ja zawsze przygotowywuję sprzęt na większą rybę i nad wodą jej to powierzam. Sam wędkuję na bata :) Ta metoda działa ! - bo od czasu do czasu coś większego na haczyk się uczepi - bywa, że muszę pomagać. Czy wyobrażasz sobie jej dumę i radość, gdy obok wędkarze moczą wędki bez większego efektu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Henek52